Forum Tawerna Ostrzy Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Akt I - Festung Breslau Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Czw 23:45, 14 Gru 2006 Powrót do góry

Antresola jest drewniana. Poręcz ma owiniętą kiepskiej jakości sztucznym, plastikowym bluszczem. Podest jest niewielki, mieści się na nim sześć stolików. Z dołu widzieliście tylko najbliższe dwa. Pod sufitem idą rury wentylacyjne, nie są w żaden sposób zasłonięte. Światła są pogaszone. Normalnie palą się tu kinkiety na ścianach i świeczki na stołach, bowiem nie ma tu okien. Oczy szybko przyzwyczajają ci się do mroku. Stojące dogóry nogami krzesła rzucają dziwną kratownicę jeszcze głębszych cieni. Przestrzeń jst mała i ciasna… ciężko byłoby się tu komuś schować. Chociaż… cienie załamują ci perspektywę. Być może, komuś by się to udało.

Masz jakieś dziwne odczucie... jakby mimo swojej absolutnej zwyczajności, coś było nie na miejscu. Często bywasz w kampanii, kilka razy zajmowałś tez stoliki na górze. Robiłeś to zawsze machinalnie i odruchowo. Nie było powodu, by bacznie lustrować otoczenie. Teraz, masz wrażenie, że przydałby ci się punkt odniesienia. Być może wtedy potrafiłbyś powiedzieć co było nie tak.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lan Mandragoran
Mieszczanin



Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 58 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedem Wież, Malkier

PostWysłany: Pią 0:26, 15 Gru 2006 Powrót do góry

- Dziwne. Bardzo dziwne. - Zamyślony Saturnin podrapał się po dołku na brodzie.
Odciął się od otaczającego go świata. Od słusznych ( przynajmniej dla każdego normalnego człowieka ) uwag Jacka Lipskiego, od spojrzeń barmana i kelnerki.
Ojciec wpoił mu do głowy ważną rzecz - aby zawsze ufać przeczuciu i pierwszemu wrażeniu. Mawiał " chodźbyś miał świat przeciw sobie, kieruj się przeczuciem oraz pierwszym wrażeniem. I zawsze ufaj temu co podpowiada ci serce. "
I właśnie w tej chwili Saturnin kierował się sercem. Szedł nieustępliwie za jego głosem. A serce podpowiadało mu ( a można była to zwykła ciekawość ) żeby zainteresować się tą sprawą.

Wszedł na sam środek podestu i stanął pomiędzy sześcioma stolikami. Jego umysł pracował intensywnie, starał sobie przypomnieć wszystkie te chwile gdy bywał w Kampanii Piwnej i gdy siedział na górze. Czy zaszła jakaś zmiana?

A może to wyobraźnia płatała Saturninowi figla?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fayri
Mieszczanin



Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 22 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z Piekieł:)))

PostWysłany: Pią 0:44, 15 Gru 2006 Powrót do góry

W oslupieniu patrzyla na wariackie zachowanie Saturnina, troszke usmiechnela sie pod nosem. Ale usmiech ten natychmiast zniknął gdy poczula na sobie natarczywe spojrzenie barmana…nie podobalo jej się to...nienawidzila jak obcy faceci się w nia wgapiaja. Ale ten przyglądał się inaczej niż wszyscy. Poczula na plecach nieprzyjemne mrowienie…miala ochote kopnac go w tylek i wrzasnąć, żeby juz przestal ja tak oglądać!!! Nie była jakas zabawka na wystawie!!! Wbila w barmana prowokacyjne spojrzenie szafirowych oczu, wydela usteczka:
- Przeszkadza mi jak ktos tak nachalnie się patrzy… - powiedziala bezczelnie i oparla rece na biodrach. – Czegos odemnie chcesz czy tylko się podniecasz?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Pią 21:44, 15 Gru 2006 Powrót do góry

- Za cienka laska jesteś, żeby mnie na sam twój widok ruszyło – barman odpowiedzią Laurze tym samym bezczelnym tonem. Obciął ją jeszcze raz z góry na dół – Ty raczej z tych, na które łażą faceci, którzy za kobiety muszą płacić. Ja sobie pochlebiam, że jeszcze nie dociągnąłem do tego stanu. A jak ci przeszkadza, że się ludzie na ciebie patrzą, to wskakuj w habit, zakryj skromnie ciałko od szyi do kostek i oczka spuść, jak na grzeczniutką studentkę przystało – jego głos ociekał sarkazmem, do tego stopnia, że aż powietrze zdawało się robić gęstsze. – A nie udawaj takiej święcie obrażonej. Bo jakoś jak w zeszłym tygodniu, po kilku wściekłych, prezentowałaś kumplom, tu na tych schodach, czego można dokonać, to ci nie przeszkadzało, że połowa klientów Kampanii się bryndzowała pod stołami.

Słowa choć wulgarne były celne. A barman, jeśli na początku, był tylko lekko zaskoczony waszym dziwnym zachowanie, to teraz się chyba ostro wkurzył. Odstawił mopa i wiadro, machnął ręką na kelnerkę i przeskakując po kilka stopni naraz szybko wszedł na antresolę.

- Zamykamy, proszę pana. – Zwrócił się do Ciebie, Saturnin - Cenię sobie pana, bo jako jedne z niewielu klientów nigdy nie robił pan żadnych kłopotów. Proszę, więc nie zaczynać. Dobrze by było, gdyby zabrał pan już swoich studentów i … - urwał zaskoczony, patrząc na salę – co do…?! – Gdy gwałtownie na niego się na niego spojrzałeś, dostrzegłeś, przez moment jego zaskoczone i zupełnie skołowane spojrzenie. Wrażenie jedna znikło w ciągu mrugnięcia oka. – I poszedł z nimi gdzieś gdzie klub jest otwarty całą noc. My niestety nie możemy sobie pozwolić na taki luksus – dokończył tym samym spokojnym, ale stanowczym tonem, którym zaczął wypowiedź. Tak jakby, ani na moment nie przerwał.

Kiedy jeszcze raz przyjrzałeś się sali, nadal ci nie pasowała. I to w takim znaczeniu jakbyś próbował ułożyć puzzle i miał w dłoni brakujący element, a on i tak nie chciałby pasować. Przyjrzałeś się szczegółom: kinkiety były na swoich miejscach, świeczki też… stoliki stały w dwóch rzędach po trzy… plakaty na ścianach też były… teraz, co prawda, nie widziałeś ich dobrze, bo nie były oświetlone, ale chyba wyglądały tak jak powinny.

Im dokładniej przyglądałeś się wszystkim fizycznym szczegółom, tym bardziej dochodziłeś do wniosku, że twoje przeczucie musiało być irracjonalne. Ale to nie zmieniało faktu, że nadal przez skórę czułeś, jak coś jest nie tak. Nie umiałeś tylko powiedzieć co.

Barman cofnął się do schodów i wymownym ruchem wskazał ci dłonią zejście na dół.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fayri
Mieszczanin



Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 22 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z Piekieł:)))

PostWysłany: Pią 22:57, 15 Gru 2006 Powrót do góry

Parsknela jak rozjuszona kotka, w jej oczach zapalily sie zaczepne blyski. Obejrzala go od gory, do dolu i wykrzywila się złośliwie.
- Nie byloby Cie stac na taka cienka laske. – potrzasnela buntowniczo burza lokow i hardo uniosła glowe – A ze się bryndzlowales, to owszem…nie dalo się niezauwazyc. Zbyt intensywnie manipulowałeś w okolicy kieszeni!
Wiedziała, ze Saturnin patrzy, ze Jacek patrzy, i ze patrzy Marek. Zrobilo jej się goraco, rumieniec wściekłości trysnął na policzki. Gdyby tylko mogla strzeliłabym barmana w ucieszony psyk, ale nie tutaj i nie przy nich…Zwłaszcza nie przy profesorze... Bądź co bądź, widywala go na uczelni, miala zaliczac u niego przedmiot…Nie chciala wyjsc na glupia, narwana lafirynde. Nie chciala tez by dowiedział się o posadce jaka miala w pewnym klubie, to byłoby jej wyjatkowo nie na reke. Nie lubila mieszac zycia Laury Studentki, z zyciem Laury Tancerki. Czasami dopadaly ja wyrzuty sumienia…i tak natarczywie drążyły jej umysl i dusze, ze nie mogla już wytrzymac. Ale tylko czasami…Zreszta to tylko glupie mysli, można jes skutecznie przytłumić…uciszyc…
Sięgnęła do kieszonki i zaklela. Nie miala nic…ostatniego skreta wypalila jak wychodzila z „Passiflory”.
- Dzieki za wszystko!!! – rzucila barmanowi w twarz 30zly i szybko ruszyla do wyjscia, popchnięte z rozpedu drzwi otworzyly się na oścież. Laura wyszla na zewnatrz.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aravilar Liadon
Mieszczanin



Dołączył: 14 Paź 2006
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Góry Nether

PostWysłany: Pią 23:19, 15 Gru 2006 Powrót do góry

Słysząc, co działo się na dole rzucił Saturninowi znaczące spojrzenie po czym zbiegł po schodach wpatrując się w barmana. Nie lubił gdy ktoś obrażał kobiety. Bardzo tego nie lubił. Zacisnął pięści, ale przypomniał sobie, że jesli jeszcze raz trafi do aresztu rodzice zabiorą go z powrotem do Poznania co było mu wyjatkowo nie na rękę. Sapnął więc tylko na tyle wyraźnie by barman usłyszał i rzucając krótkie "Wychodzę!" opuścił pub. Rozejrzał sie dookoła jakby szukając czegoś. Przez chwilę jakby się wahał w końu jednak ruszył w sobie tylko wiadomym kierunku...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Darkon
Szlachcic



Dołączył: 15 Gru 2005
Posty: 352 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 0:42, 16 Gru 2006 Powrót do góry

- Koleś albo przestaniesz się na nią gapić albo będzie inna rozmowa. A jak jeszcze raz wyleje ci się z gęby taki potok słów jak przed chwilą, to postaram się o skuteczne zamknięcie ci pyszczka. – powiedział skutecznie kryjąc wewnętrzną złość.

Spojrzał jeszcze raz barmanowi głęboko w oczy. Udawał twardego, ale Marek znał swoje możliwości. Nie chciał jednak ich teraz prezentować. „Dlaczego świat trzyma jeszcze takich palantów?” zadał sobie pytanie w myślach. Zastanawiał się też nad tym, co dalej zrobić, jak skończyć tę noc.

- Będę starał się tu przychodzić najrzadziej jak to będzie możliwe. Żegnam szanownych panów. – ukłonił się pokazowo i wyszedł.
Wychodząc rozejrzał się za Laurą, zamierzał ją śledzić. Nie chciał żeby przytrafiło jej się coś złego, a w stanie, w jakim wyszła mogłaby jeszcze coś sobie zrobić. W sumie teraz traktował ją bardziej jak młodszą siostrę. Wiedział jednak, że o przyjaciół trzeba dbać, tym bardziej jak ma się ich niewielu.
Spojrzał w jedną stronę, potem w drugą. Gdy ją zobaczył poszedł, za nią. Nie dotrzymywał jej bezpośredniego towarzystwa, ale podążał za nią. Chciał żeby była bezpieczna. Już prawie całkiem zapomniał o profesorze i genialnym hakerze. Szedł i zastanawiał się nad nową piosenką, tym razem wolną, przy której nie dałoby się zrobić pogo. Cały czas na oku mając Laure.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lan Mandragoran
Mieszczanin



Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 58 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedem Wież, Malkier

PostWysłany: Sob 18:19, 16 Gru 2006 Powrót do góry

Ostatni raz rzucił okiem na krzesła, stoliki, świeczki, plakaty, po czym ostatecznie wzruszył ramionami i definitywnie dał za wygraną. Choć oczywiście nadal pozostał w przekonaniu że coś na sali było nie tak, to jednak brakowało mu namacalnych dowodów.
Jego przeczucie rzadko kiedy go zawodziło, a tam coś było nie tak jak powinno – wiedział to.
Dodatkowo zachowanie barmana, jego urwane zdanie. To było zastanawiające.
- Nie każda batalia kończy się zwycięstwem. – Pomyślał gorzko. Odwrócił się i zaczął powoli schodzić na dół, ręką podpierając się na poręczy.
Wygładził tweedową marynarkę; poprawił okulary na nosie które znów zjechały mu na czubek nosa i spoglądając na Barmana rzekł poważnie.

- Nie powinien pan się zwracać tak do kobiet. – Zszedł na dół, stanął obok Barmana. – Małgorz... to znaczy Laura jest zdolną studentką. Z archeologii którą studiuje dostała na ostatnim egzaminie piątkę i jest przykładem dla innych. Mniemam, że pańska wiedza w tym zakresie nie dorównuje poziomowi prezentowanemu przez Laurę? Skoro więc nie ma pan szacunku dla kobiet, niech znajdzie go pan dla nauki.

Nie spodobało mu się to co powiedział do dziewczyny Barman. Zwykle nie wtrącał się w takie sprawy jednak tym razem uznał, że należy zwrócić mu uwagę i wbić lekką przysłowiową ”szpilę”.
Skierował się do wyjścia i opuścił lokal zamykając za sobą drzwi.
Na zewnątrz rozglądnął się po ulicy. Jak widać każdy poszedł w swoją stronę, do domu zapewne. Zatem także i Saturnin udał się w kierunku swego wynajmowanego we Wrocławiu mieszkanka, nieopodal Starego Miasta.
Wsadził ręce w kieszenie i poszedł spacerowym krokiem.

Zachichotał pod nosem.
Domyślał się, że z szybkością błyskawicy na wydziale rozejdzie się wiadomość, iż szanowany wykładowca Saturnin McTavish szukał Świętego Graala w Kampanii Piwnej.
Cóż, wiedział jak szybko rozchodzą się plotki między studentami i spodziewał się rozmaitych żartów ze strony żaków w niedalekiej przyszłości.
Dla przyjaciół stanowił swego rodzaju zagadkę. Postrzegali go jako człowieka należącego jednocześnie do dwóch światów. W weekendy przechadzał się w dżinsach po campusie i wdawał się ze studentami w pogawędki na temat programów i gier komputerowych, czy zagadnień historycznych. Innym razem można go było zobaczyć na zdjęciach w eleganckich czasopismach poświęconych sztuce, jak ubrany w tweedowy garnitur i żakardową kamizelkę uczestniczy w otwarciu jakiejś wystawy muzealnej, zaproszony do wygłoszenia wykładu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Nie 16:27, 17 Gru 2006 Powrót do góry

Niebo jaśniało. W szarówce przedświtu, obdrapane domy Starego Miasta były tylko jeszcze bardziej widoczne. Nocne burzowe chmury, które nie przyniosły i tym razem deszczu, zmieniały są konsystencję na dzienny smog. Spękany bruk był gęsto usiany mało malowniczymi wzorami, będącymi dowodem burzliwego przebiegu imprez. Szczególnie w pobliżu wyjść z klubów i barów.

Laura próbując ominąć kałużę, przed wejściem do jakiejś speluny trafiła obcasem akurat w pęknięcie w bruku. Zachwiała się i szpilka z trzaskiem zmieniła się w baletkę. Żeby nie upaść i tak drugą nogę musiała postawić centralnie w kałuży. Smród wymiocin uderzył ją z siła taranu. Pantofle i tak będą do wyrzucenia. Jeden bez obcasa, drugi… lepiej nie mówić. I tak by go nie dotknęła, żeby doczyścić. Klnąc pod nosem i zaciskając zęby doszła do campusu. W takim wypadku nici z dalszej zabawy. Na szczęście nie było już daleko do jej akademika. Buty od razu poszły do kosza na korytarzu, a ona bosa wślizgnęła się do pokoju.

Kiedy dziewczyna się potknęła, Marek natychmiast przyśpieszył. Od razu w umyśle pojawił mu się nieprzyjemne skojarzenie: skręciła nogę?, ktoś na nią wyskoczył z bramy i się zachwiała? Na szczęście nie. Będąc te kilka kroków bliżej widział już jak Laura opiera się o ścianę kamienicy i otrząsa szpilkę z smrodliwej cieczy kałuży. Pomyślał, czy by jej nie pomóc. Uśmiechnął się przekornie – jakby było trzeba to ten kawałek nawet na rękach by ja przeniósł. Pewnie nawymyślałby go strasznie, wiedział w końcu jak samodzielną dziewczyną jest. Dlatego jednak postanowił nie podchodzić. Pewnie tylko by się zdenerwowała, że widział ją w takiej niezręcznej sytuacji.

Kiedy zniknęła w drzwiach akademika pożegnał ja uśmiechem i zawrócił do domu. Na Strachocin było dosyć daleko, ale wolał nie jechać nocnymi. Gdyby z resztą nawet udało mu się jakiś złapać… nie były zbyt popularne we Wrocławiu. Nawet, kiedy odgrodzono kabiny kierowców od reszty autobusu stalową klatką i tak nie było chętnych do pracy na nocnej zmianie. Czekał go, więc długi spacer.

O tej porze miasto było już dużo spokojniejsze. Tylko gdzieniegdzie ktoś rzygał do rynsztoka, albo lał na mur. Raz jakiś menel zaczepił go o kasę. Stary dziad, który chyba nie widział prysznica od, co najmniej, 15 lat. Marek szybko go zbył. Takie menele tylko wydawały się nie groźne. Większość z nich dożyła tak późnego wieku, głównie dlatego, że dobrze sobie radziła sprężynowcem i tulipanem.

Kiedy przechodził most na Odrze, mógł nawet zobaczyć ogrodzone tereny budowlane Corimexu na południu. Jednak z tej odległości, nie było wiadomo co tam się dzieje. Przyśpieszył kroku. Dom jego znajomych był za stacją PKP Strachocin. Prawie by przegapił dzikie przejście między opuszczonymi działkami a torowiskiem, bo było tam tak cicho. O tej porze zawsze jeździło mnóstwo towarowych z metalem do hut i z powrotem. Zaskoczyło go to, ale był już na tyle zmęczony, że nie myślał o tym dogłębnie. Przeszedł przez torowisko, wprost na osiedle betonowych domów z wielkiej płyty. Nareszcie… już tylko położyć się.

Jacek szedł szybkim krokiem na Kozanów. To było naprawdę daleko od Starego Miasta. Nowe osiedle pobudowane dla pracowników hut i zakładów przetwórczych Corimexu. Ulice poza wyspą były tylko trochę mniej niebezpieczne niż zaułki Rynku i starego miasta. Paliło się tu co prawda więcej latarni, ale współczesnym ludziom, nie przeszkadzał w ich procederze ani brak, ani nadmiar światła. Przy Popowickiej, niby głównej ulicy i przelotówce Wrocławia, trójka chłopaków, chyba co najmniej 4 lata młodsza do niego właśnie rozwalała z wrzaskiem i ucieszną radością witrynę sklepu z elektroniką. Krat nie udało im się sforsować, ale jakby chcąc sobie odkuć, to, że nie mogą niczego wynieść tłukli szkło i polewali wystawę czymś z plastykowych butelek. Jeden rozciął sobie naprawdę brzydko przedramię. Szkło chyba zgrzytnęło o kość, ale tylko patrzył na spływającą po łokciu krew i śmiał się wysokim, cienkim głosem. Jacek wolał nie wiedzieć, czym byli naszprycowani.

Odchodząc słyszał za sobą skwierczenie plastiku, które szybko zostało stłumione, przez głuchy huk ognia trawiącego wnętrze sklepu.

Saturnin, mimo iż wyszedł ostatni, do domu dotarł pierwszy. Miał najbliżej.

Mieszkanie było ciche i puste. Jedyny dźwięk, był to jednostajny szum klimatyzacji. Podkreślający tylko, to jaka próżnia panowała w tym mieszkaniu. A właściwie przechowalni… tylko na czas, na kiedy zatrzymywał się w Wrocławiu. Lokum było utrzymywane w nienagannej czystości, przez wynajętą sprzątaczkę, ale przez to wydawało się jeszcze bardziej obce. Czyste, białe, puste… Bez tego czegoś, co tworzyłoby dom.

Automatyczna sekretarka puszczała do niego oko mrugając lampką nagrania. Jakby chciała go zaprosić, by podszedł bliżej… wysłuchał co ma do powiedzenia. Tylko, jemu, w intymnej ciszy chłodnego mieszkania. Była tu bardzo na miejscu. Martwe urządzenie w martwym.

Numer Sandry na wyświetlaczu.

Automat mrugał do niego zachęcająco. Uwodzicielsko nakłaniając go do wysłuchania, tego czego nie chciał usłyszeć. Ale czego się spodziewał. Co było nieuniknione.

Wyciągnięta dłoń zatrzymała się nad klawiszem „Play”. A potem wcisnęła „Delete”.

Ciemność zapadła w pokoju, kiedy czerwone oko mrugnęło po raz ostatni i zgasło. Taśma kliknęła z westchnieniem ulgi. I już, po wszystkim… stało się.

Puste łóżko śmiało się do niego szyderczo – dzisiaj tylko sen. A i on nie da Ci ukojenia…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Pon 10:34, 18 Gru 2006 Powrót do góry

„Dnia czwartego czerwca 1997 roku, ogłaszam wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Miasto Wrocław dostaje status Twierdzy.

Polska nie ugnie się pod terrorystycznymi atakami faszystowskiego ugrupowania Separatis Vroclawis. Polska jest jedna siłą i niepodzielna. Mieszkańcy Wrocławia, nie muszą się obawiać. Już teraz wprowadzane są jednostki bojowe miasta Wrocławia, a także jednostki z miast Opole, Brzeg, Nysa i Oława.

Komunikacja z pozostałymi miastami spoza okręgu Wrocławskiego jest zamknięta.

Ogłasza się wprowadzenie godziny policyjnej i zakaz zgromadzeń publicznych. Wszystkie jednostki publiczne zostają zamknięte. Szpitale przechodzą pod dowództwo wojskowe i działają w stanie ostrego dyżuru. Do sił porządkowych zostaje zmobilizowana policja, straż miejska i straż pożarna.

Powtarzam, Polska nie ugnie się pod nieracjonalnymi żądaniami, tych faszystowskich terrorystów. Nasz kraj, należy do nas – narodu polskiego. Jesteśmy jedną i niepodzielną nacją.

Separatyści Wrocławscy działający z ramienia i podjudzenia Niemiec dążą, to ponownego rozszarpania Rzeczpospolitej.

Ale my się nie poddamy! My, naród! Jesteśmy silni i zjednoczeni! Nie pozostawimy Wrocławia na pastwę tych germańskich psów.

Wrocławianie – twarz Citki wyrażała teraz ojcowską miłości – jesteśmy z wami. Nie tylko duchem! To nie są czcze zapewnienia. Nasze jednostki wojskowe, nasze wojska idą wam z odsieczą na ratunek. Nie dajcie się sterroryzować Separatystom Wrocławskim. Nie obawiajcie się. Dosięgnie ich sprawiedliwość i to szybko. Zdusimy, wspólnymi siłami, razem z wami, z każdym jednym mieszkańcem Wrocławia, to zarzewie wojny. Nie pozwolimy, żeby młoda Polska, ledwo uwolniona z kajdanów komunizmu, padła teraz łupem faszyzmu i terroryzmu.

Ale tylko z wami. Tylko wy możecie wykorzenić tą zarazę, która ukrywa się w cieniu żywego i europejskiego Wrocławia.

Oto co potrafią zrobić ci faszystowscy separatyści. Oto, co potrafią! Tylko niszczyć! Niszczyć tak piękne i historyczne miasto, jakim jest Wrocław.

Dziś w nocy. O 2.14 legł w gruzach zabytkowy dworzec Wrocławski. Zrównany z ziemią został zarówno budynek dworca PKP jak i PKS. Separatyści uderzyli nie tylko w węzeł komunikacyjny Wrocławia, ale także w jego historyczną przeszłość. Wszystko to, czego nie zdążyli zniszczyć w czasie wojny, teraz chcą zrujnować!

Teraz dworca stał się zamknięty dla osób cywilnych. To samo dotyczy pozostałych stacji PKP oraz lotniska.

Zatrzymamy separatystów w mieście jak w klatce. I sprawimy, że gorzko pożałują tego zniszczenia. Tego, że śmieli wypowiedzieć wojnę Polsce.”

Citko schodzi z mównicy w burzy oklasków. Przemawiał na placu Piłsudskiego w Warszawie. Mimo wczesnej pory widać tam tłumy ludzi. Zbliżenia jednak pokazują zacięte twarze. Prezydent odchodzi do opancerzonego helikoptera w kordonie wojska. Na wielkim telebimie pojawiają się jakieś niewyraźne zdjęcia. Po chwili film z telebimu jest pokazany na ekranach telewizorów. Spiker komentuje.

Jest to obraz z kamer na dworcu Wrocław Główny. 01.53.14. Widać czworo ludzi w wojskowych mundurach jak wpadają cicho i dokładnie na halę dworca. Natychmiast zaczynają strzelać do ludzi. Nie ma wielu pasażerów. Już po chwili cała posadzka dworca jest czarna… leżą ciała. Jeden z żołnierzy podchodzi do kulącego się dziecka. Może 8 letniej dziewczynki. Stawia jej wojskowy but na głowie i oddaje kilka strzałów w brzuch.

Ujecie z innej kamery.01.58.59.

Kolejny wojskowy podchodzi do kas. Przykłada pistolet do głowy kasjerkom, konduktorowi. Wywleka ich z pokojów, wypycha na środek hali. Klęczą wśród krwi i trupów. Kobieta spazmuje, płacze. Żołnierz po kolei strzela im w głowę.

Ujęcie z innej kamery. 01. 59.06

Trzech żołnierzy wpada do pionów technicznych pod dworcem. Jeden zatrzymuje się, żeby poderżnąć gardło elektrykowi. Głowa człowieka odchyla się do tyłu o niemal 180 stopni, trzymając na samych kręgach szyjnych. Krew tryska na kamerę, obraz zamazuje się.

Ujęcie z innej kamery. 02.04.34

Dwóch żołnierzy przebiega korytarzami. Zatrzymują się w regularnych odstępach czasu. Zakładają ładunki wybuchowe.

Ujęcie z kamery na wiadukcie. Na stację wjeżdża pociąg. 02.12. 52

Ekran jest czarnym. Spiker komentuje nadal:

„W tym miejscu o godzinie drugiej czternaście dziś w nocy zdetonowano ładunki wybuchowe, które zrównały z ziemią dworzec PKP i PKS. Dokładna liczna ofiar, nie jest jeszcze znana. Część materiałów udało się wydobyć, pozostałe nadal SA analizowane. Wojsko wciąż szuka ocalonych.

Jest to specjalny komunikat dla mieszkańców Wrocławia:”

Na ekranie pokazują się stop klatki z ujęć z kamer ochrony Dworca. Są nieostre i niewyraźne, dlatego, że to zbliżenia. Zbliżenia na twarze.

Wśród ludzi zebranych na placu Piłsudskiego przebiega gniewny pomruk.

Pierwsza twarz widoczna jest z profilu. Ale bez wątpienia jest kobieca. Włosy zebrane pod wojskowym beretem. Widać, że były ciemne, być może czarne. Duże oczy. Dziewczyna jest młoda. To ona strzelała do kasjerów.

Druga twarz, należy do mężczyzny kilka lat starszego. Włosy i oczy jasne. Cienkie druciane okulary. Wygląda na dowódcę oddziału terrorystów. Na czarno-białym zdjęciu nie sposób określić koloru oczu. Pochyla się w skupieni montując ładunek wybuchowy.

Trzecia twarz należy do mężczyzny w podobnym wieku. Nie ma wojskowego beretu włosy rozrzucone, między nimi dredy. Kozia bródka. Wzrok bezwzględny, zacięty. Podrzyna gardło człowiekowi spotkanemu w przejściach technicznych.

Czwarta twarz. Należy do młodego chłopaka, nastolatka jeszcze. Włosy długie, czarne. Założone na nie okulary. Zamontowuje elektronikę do ładunków wybuchowych, ustawia zapalniki.

Mundury, czwórki terrorystów, nie są kompletne. Każdy inny. Wyglądają na kompletowane raczej w sklepach z odzieżą militarną. Ale wszystkie mają na ramieniu naszywki z Orłem Wrocławskim i napisem Sepasratis Vroclawis


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Lan Mandragoran
Mieszczanin



Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 58 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedem Wież, Malkier

PostWysłany: Pon 23:01, 18 Gru 2006 Powrót do góry

Dzień zaczął się dla Saturnina raczej źle. Budzik nieubłaganie zadzwonił o punkt 7.00, nie pozwalając mu się porządnie wyspać. Ale przecież to nic dziwnego, skoro położył się grubo po 3 w nocy. Pierwsze co zrobił po przebudzeniu się, to sięgnął dłonią w bok odruchowo spodziewając się tam zastać długie proste blond włosy Sandry ale wymacał jedynie poduszkę.
Cóż, Sandra często zostawała na noc.
Poranny prysznic. Tak, zimna woda była ukojeniem dla jego zdrętwiałych mięśni i ostatecznie pomogła się dobudzić oraz przywrócić jasność myśli.
Krojąc czerstwą bułkę z sezamem i smarując ją masłem, rozmyślał o wykładzie który czekał go o 8.15. Historia myśli filozoficznej z 3 rokiem. Temat ciekawy, a studenci zazwyczaj lubili zagadnienia o dość abstrakcyjnym podłożu.

Zaparzył sobie mocnej czarnej kawy i włączył telewizor.
I gdy oglądał transmisję popijając kawę i jedząc twardawą bułkę z sezamem, jego szare oczy powoli stawały się wielkie jak spodki.
” Ogłasza się wprowadzenie godziny policyjnej i zakaz zgromadzeń publicznych. Wszystkie jednostki publiczne zostają zamknięte. ” – przemawiał z telewizora Citko, a bułka wyślizgnęła się z dłoni Saturnina i spadła na stół.
Pospiesznie zaczął się ubierać: założył granatowe dżinsowe spodnie, kremową koszulę bez krawata oraz ciemną marynarkę.

” Zatrzymamy separatystów w mieście jak w klatce. I sprawimy, że gorzko pożałują tego zniszczenia. Tego, że śmieli wypowiedzieć wojnę Polsce.” – zakończył swe przemówienie Citko, schodząc z mównicy pośród burzy oklasków.

- Moi studenci. – W głosie Starunina była nieskrywana troska. Najpierw przyszło mu do głowy aby zostać w domu i przeczekać całą zawieruchę. Domyślał się bowiem że wśród społeczeństwa będzie niespokojnie, niewykluczone że wybuchną zamieszki.
Ale pomyślał o studentach. Oni mogą się zbuntować, a władza tylko czeka na pretekst aby użyć brutalnej siły.
Reszty transmisji nie oglądał. Wybiegł z domu nie skończywszy nawet bułki i kawy, wszak nie jedzenie było teraz najważniejsze. Szybko zamknął drzwi i zbiegł po schodach.
Energicznym krokiem poszedł w kierunku uczelni. Miał nadzieje że zdąży zapobiec ewentualnej tragedii, że pomoże uspokoić nastroje.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie zaszedł za daleko. Na jednym ze skrzyżowań zatrzymał go trzyosobowy patrol. Dwójka stróżów prawa i niebieskich mundurach robiących srogie miny oraz czarnowłosa kobieta ubrana w granatową spódnicę za kolana oraz skórzaną kurtkę. To ona nakazała mu pokazać dokumenty i zdradzić: gdzie idzie? W jakim celu? Z kim się spotyka?

- No szybciej panie McTavish, nie będziemy tu stali całego dnia. – rzekła poważnie, sprawdzając jego dowód osobisty. Mogłaby być uznana za ładną, gdyby nie chłód jaki permanentnie okazywała. – McTawish to nie polskie nazwisko. Może jest pan agentem obcego wywiadu, może pan szpieguje, co? Proszę się szybko wytłumaczyć albo zawieziemy pana na komendę.

Satrurnin wytarł spocone czoło.
- Jestem wykładowcą na uniwersytecie. Pomimo zakazu chciałbym zobaczyć co się dzieje, być może rektor uczelni będzie miał dla nas informacje. Np. jak postępować w zaistniałej sytuacji.
Co do nazwiska, mam podwójne obywatelstwo, jestem pół Polakiem pół Szkotem.

- No dobrze, puszczę pana. – Powiedziała kobieta oddając mu dokumenty. – Ale pana nazwisko trafi do akt. I mam nadzieje że się jeszcze spotkamy, panie McTavish. A teraz proszę iść.
Oddała mu dowód z uśmiechem, który jednak nie objął oczu. Te pozostały zagadką dla Saturnina.

Ruszył szybko ulicą nie oglądając się za siebie.
- Co za baba. – pomyślał. – Już na samo jej spojrzenie cały się spociłem. Mam nadzieje już nigdy jej nie spotkać ...
Zamierzał jak najszybciej dostać się na Wydział. Liczył że spotka tam kolegów profesorów, może razem uda się coś wymyślić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fayri
Mieszczanin



Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 22 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prosto z Piekieł:)))

PostWysłany: Czw 0:16, 21 Gru 2006 Powrót do góry

W oslupieniu patrzyla na to co dzialo sie na szklanym ekranie telewizora. Jeszcze zaspana, blakajaca się gdzies miedzy jawa i snem, nie rozumiala poczatkowo o co chodzi. Rzeczywistość przeplatala się z jawa… Twarz Citki…młodych terrorystow…i zmasakrowana twarz aniola. Zatrzepotala powiekami – nie chciala widziec tej twarzy! Otworzyla oczy i wpatrzyla się w ekran. Akurat zobaczyla jak jeden z żołnierzy morduje mala dziewczynke. Krew…było tak duzo krwi…czy raczki dziecka drgaly? Czy jej się tak tylko wydawalo? Zasłoniła usta dlonia. Zrobilo się jej niedobrze…
Drgające raczki zamieniaja się w zakrzywione jak szpony paznokcie…podniesione do oczu, spływające sluzem i krwia. Ta twarz i ten niemy krzyk! Odgłosy wystrzałów z telewizora, krzyki ludzi…nieznosna cisza na sali. Strach…dławiący, zalewający gardlo, zbierający się w ustach…
Podloga zakołysała się pod nia, czolo sperlilo potem. Oddech miala krotki, urywany, chrapliwy. Oparla się o stolik, przetarla twarz i gleboko odetchnęła. Bala się, ze zemdleje...nie chciala wywoływać sensacji. Przytrzymujac się sciany, wyszla na korytarz i podeszla do otwartego okna. Ciezko oparla się o parapet i zaczerpnęła powietrza.
Powoli zaczynalo do niej docierac to co widziala w TV, ale nie mogla uwierzyc ze to prawda. Wydawalo się takie odlegle…takie odsunięte od wszystkiego, za szklana szybka ekranu – zupełnie jak film.
- co teraz będzie? – zadala sobie pytanie w myslach. Bala się sama odpowiedziec…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Darkon
Szlachcic



Dołączył: 15 Gru 2005
Posty: 352 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:49, 24 Gru 2006 Powrót do góry

Myślał, że wreszcie się wyśpi po tej długiej nocy. Jednak rano kolega, u którego mieszkał, zaczął go budzić. Była to raczej brutalna pobudka. Marek miał ochotę powyklinać osobę, która go budziła, a nawet jej dobrze przyłożyć, ale nawet nie miał sił na to. Przyczynę tej pobudki miał dopiero poznać. Wstał z łóżka, gdy matka jego kumpla weszła do pokoju. Jeszcze nie widział u niej nigdy takiego wyrazu twarzy, mieszane uczucia zaniepokojenia z zatroskaniem. Za to Piotrek – kolega, u którego mieszkał – nawet nie starał się kryć złości, cały czas klął i mówił, że rozpętałem III Wojnę. Wyraźnie było widać, że jest nieźle wkurzony. Marek jednak chciał się dowiedzieć szczegółów, o co to całe zamieszanie, nie miał pojęcia, o co może chodzić.

Wszedł do dużego pokoju. Zobaczył ojca Piotrka z telefonem w ręku, był już ubrany do pracy, ale godzina wyjścia chyba minęła jakiś czas temu. Z telewizora słychać było hymn narodowy, co dopiero zapowiadało to najgorsze.
Marek przyglądał się całemu przemówieniu z milczeniem. Na koniec zamyślił się, przecież... przecież go tam nie było, ale ktoś wyglądający zupełnie jak on zabił człowieka. Sam w życiu nie słyszał konkretnych nazw organizacji faszystowskich czy jakichkolwiek, w ogóle nie interesował się polityką. Olewał system, szedł swoją drogą, robił prawie wszystko, co chciał. Teraz wiedział, co się stanie, ale nie wiedział czy rodzina Piotrka uwierzy mu, że to nie on. Bo przecież to nie był on...

Wstał i podniósł głowę. Spojrzał każdemu prosto w oczy. Trochę czasu zajęło mu zbieranie się do powiedzenia, że to nie on... „powiedzenia”, bo wytłumaczyć tego nie umiał.

- Wierzcie mi lub nie, ale ten ktoś na ekranie to nie ja – powiedział rozkładając ręce. Tej nocy w ogóle nie byłem na stacji. Zresztą znacie mnie, do polityki się nie mieszam, nie jestem faszystą, rasistą, ani nikim z tych. Ale rozumiem, że stanowię teraz dla was zagrożenie i dlatego postaram się opuścić to mieszkanie najszybciej jak to będzie możliwe. – zapauzował – Jeśli chcecie to dzwońcie na policje, ja już się zmywam.

Wrócił do swojego pokoju i zaczął się pakować, starając się zrozumieć, o co tu chodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Nie 21:26, 24 Gru 2006 Powrót do góry

O ósmej rano miasto było opustoszałe. Nie był to naturalny stan dla Wrocławia. Miasto tętniło interesami, handlem i biznesem, nawet kiedy nałożono wyjątkowo radykalne embarga spowodowane wojną na Niemcy i Austrię. Wojna zawsze była obecna w codziennej rzeczywistości Wrocławia. Wisiała nad ludźmi od 7 lat. I to sprawiło, że wszyscy zdążyli do tego przywyknąć. Była tak blisko, ale nikt nie spodziewał się, że jednak nadejdzie. Dlatego teraz miasto nie umiało się jeszcze otrząsnąć z zaskoczenia.

Komunikacja miejska nie funkcjonowała dlatego na Uniwersytet musiałeś dojść piechotą. Kiedy oddalałeś się szybkim krokiem od patrolu, dwaj policjanci oglądali się za tobą przesuwając wzrokiem między twoimi, oddalającymi się plecami, a kamienna twarzą ich przełożonej.
– Pani Aspirant! – warknął wreszcie jeden – Nie zatrzymanie tego człowieka, to niesubordynacja! Angielskie nazwisko! I do tego odpowiadał rysopisowi!
– Zamilcz – chłodny głos kobiety, podziałał zaskakująco dobrze. Zbyt dobrze, nawet jak na autorytet. Policjantka wyjęła z kieszeni na pasku druga krótkofalówkę. A właściwie nie krótkofalówkę. Telefon komórkowy. Wywołało to niemałe zaskoczenie pozostałych stróżów prawa. Na telefony bezprzewodowe mogli sobie pozwolić jak na razie tylko biznesmeni. Wybrała numer i odczekała chwilę, odchodząc kilka kroków i nadal wpatrując się w odległą już sylwetkę Saturnina.
– Pani Dnarczyk? Proszę wybaczyć, że budzę, ale mam jednego – podniosła notes, w którym zapisywała dane – Uhm, dowódcę. Tak, jestem absolutnie pewna. Nie, nie wydaje mi się, żeby te dane były autentyczne, przedstawił się jako wykładowca. Tak, już: Saturnin McTavish, 31 lat, Uniwersytet Wrocławski. Tak, adresy też mam...

Policjantka rozłączyła rozmowę i schowała telefon. Stanowczym wzrokiem spacyfikowała towarzyszących jej patrolowców i poprowadziła ich w przeciwną stronę ulicy.

Ludzie w świetlicy akademika wciąż siedzieli wstrząśnięci. Nagranie z Dworca Głównego puszczono już drugi raz, pierwsze materiały były wyświetlane w serwisie już o 6.00 rano. Ale dopiero teraz udało się oczyścić taśmy na tyle, żeby widoczne były twarze terrorystów. A dwie z tych twarzy były całkiem nieźle znane studentom Uniwersytetu Wrocławskiego. Trzecią też co poniektórzy kojarzyli. Lipskiego, młodego chłopaka o czarnych dłuższych włosach, rozpoznawali wszyscy. Wzbudzał niejaką sensację, zaczynając studia w wieku lat 17. Teraz po roku, kończył równolegle jakieś dwa ścisłe kierunki. Tego, że należał do Separatystów Wrocławskich nie wiedział nikt. Tego, że był w stanie strzelać do ludzi i zakładać ładunki wybuchowe nie spodziewał się także nikt.

Ci, którzy studiowali na Wydziale Historii rozpoznawali jeszcze jedną osobę. Całkiem sympatycznego profesora, miał koło trzydziestki i był młodszy od wielu doktorantów na Historii. I wszyscy jego studenci prędzej czy później zapoznawali się z jego pogladami. O tym, że nie trawił Citki, raczej wiedzieli. O tym, że byłby zdolny do mordu i wywołania wojny nawet nie pomyśleli.

Ale ludzie w tym akademiku, mieli większy problem. Bliższy. Czarnowłosy problem, który przed chwilą ukazał się na ekranie telewizora, na czarno-białym ziarnistym zdjęciu, a teraz wyszedł na korytarz.

Laurę kojarzyli wszyscy. Czasami jako zajebistą laskę, czasami jako kurewkę, bo to że tańczy w klubie nocnym nie było specjalną niewidomą wśród studentów. Nie było też jakoś wybitnie nienormalne. Inne studentki dorabiały bardziej dosadnym zawodem. Ale nikt, nigdy by nie pomyślał, że ta kobieta...
– Laura! – słyszysz za plecami okrzyk. Na korytarz za tobą wypadła dziewczyna z twojej grupy ćwiczeniowej. Monika. Taka ruda małpa, która zawsze próbowała ci podbierać chłopaków, ale z drugiej strony zawsze dawała notatki z ćwiczeń, które przesypiałaś. Teraz stoi, cały czas trzymając się ręka framugi, jakby ta mogła ją obronić przed tobą. – Laura... – mówi drżący głosem – to byłaś ty? Laura... to nie... no to byłaś...? – Głos jej się łamie. Teraz dopiero zauważasz, że jego drżenie nie było spowodowane strachem, a wściekłością – Ja pierdolę, należysz do bojówek separatystów?! Ty jesteś jakaś chora!! To było popierdolone!! Zamordowaliście tych ludzi! Ja wiem, że mnóstwo studentów zaczęło chodzić na zloty Separatystów i ich wiece, bo wszyscy mają dosyć Citki!! Próbuje nam tu wprowadzić jakieś chore państwo policyjne! Ale... rzygać mi się chce na myśl, że można się było posunąć do tego stopnia! Że ty mogłaś się posunąć do tego stopnia! Zastrzeliłaś to dziecko!! Wlazłaś tam i podłożyłaś bombę! – Jej głos nabrał rozpaczliwych tonów. Zamilkła i oddychając ciężko wpatruje się w ciebie.
– Wypierdalaj z tego akademika. – mówi ponuro, groźnie. – Dobrze ci radzę. Miałaś szczęście, że pokazali twoje zdjęcie z profilu i schowałaś włosy pod beret... Ale nie łudź się... zapracowałaś sobie... wszyscy Cię na wydziale kojarzą... I wątpię, by ktoś był tak chory jak ty, żeby cię tu dłużej tolerować. Idź do tych swoich Separatystów mordować ludzi.
Widzisz jak wykonuje, ruch jakby chciała się odwrócić, ale nie robi tego. Cofa się z powrotem do stołówki wciąż na Ciebie patrząc... Ona po prostu boi się odwrócić do ciebie plecami.

– Marek – słyszysz pakując rzeczy w swoim pokoju. Ktoś staje w drzwiach. Ojciec. Nie twój, ale tak naprawdę chyba jedyny człowiek, który byłby dla Ciebie autorytetem na miarę ojca. – Nie pakuj się.
Mężczyzna długo milczy wpatrując się w Ciebie nieprzeniknionym wzrokiem.
– Daruj sobie mowę o tym jakoby stanowisz zagrożenie dla nas. Owszem mamy stan wojenny, ale prawo nie zniknęło. Nikt nie przyjdzie i nas tutaj nie rozstrzela. Rozumiem, że nie chcesz się tłumaczyć. – Znów zamilkł na dłuższa chwile. Może jednak oczekiwał jakiś wyjaśnień? – Nie zadzwoniłem na policję – przerwał ciszę niespodziewanie. Znam cię od dobrych kilku lat. Domyślam się co się z tobą działo, zanim zamieszkałeś z nami. Ale mam do Ciebie zaufanie. Wiem, że nie mógłbyś poderżnąć człowiekowi gardła. – Znów przerwał na tak długo iż wydawało się, że już więcej nic nie powie. – Ale czy możesz mi przysiądz, na to swoje własne życie, które udało ci się uratować od ulicy, że nie masz nic wspólnego z bojówkami Separatis Vroclavis? Że nie znasz tych ludzi, którzy wysadzili Dworzec, wcześniej tak brutalnie mordując?

Ale ty znasz tych ludzi. A przynajmniej jedną osobę. Odprowadzałeś ją wczoraj pod sam akademik. Pozostała dwójka... raczej nie masz wątpliwości. To z nimi wczoraj piłeś piwo w Kampanii, to ich wczoraj przedstawiła ci Laura... Gdyby tylko ta jedna osoba była podobna do Ciebie. Ale wszyscy... czy jesteś pewien, że ich znasz?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Aravilar Liadon
Mieszczanin



Dołączył: 14 Paź 2006
Posty: 117 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Góry Nether

PostWysłany: Pią 22:58, 05 Sty 2007 Powrót do góry

Wsłuchując się w głos dochodzący z radia oparł się o framugę drzwi.
" Kto do cholery mógłby być na tyle okrutny by zrobić coś takiego? No i ten internet... Nie wiem... cholera jasna! Wykłady!"
Jacek ubrał się w tempie błyskawicznym wrzucając to co miał na sobie wczoraj. Troche to niehigieniczne, ale nie maił czasu. Saturnin pewnie już jest na uczelni. Musiał się z nim spotkać- jako typowy humanista lepiej rozumie te wszystkie "skoki w bok" polskich władz. A ten skok jest ogromny.

Wybiegł z domu wpatrując się w opustoszałe uliczki. Przeczesał ręką przetłuszczone już włosy i ruszył szybkim krokiem w stronę uczelni...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)