Forum Tawerna Ostrzy Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Karczma "Pod Wesołym Faustem" Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Pon 22:22, 30 Sty 2006 Powrót do góry

- Jestem Son of Circus - odpowiedział karczmarz. Jego przeszłość owiana była tajemnicą. Mroczne wydarzenia? Tak, może być. Nikt go tak naprawde nie znał. Był cichy, ostrożnie rozmawiał z innymi, trochę nie ufnie. Trauma - może...
- Kiedyś może zdradzę wam moje tajemnice. Ale na zaufanie trzeba zapracować. Szczególnie, że już wielokrotnie się zawiodłem...
Zawsze był tajemniczy. Ale paradoksalnie otfarty na ludzi. Pochodził z... cóż, na to jeszcze nie pora...
Karczmarz wyszedł na zaplecze. Kapłanka zauważyła, że na błyszczącym blacie leżało mnóstwo kartek chaotycznie zapisanych. Pełno było tam poprawek, adnotacji...
Cóż to jest pomyślała i odłorzyła kartki. Czuła, że niebawem się dowie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Wto 18:05, 31 Sty 2006 Powrót do góry

Cóż by nie mówić, karczma zyskiwała ciągle to nowych i interesujących klientów. Może dzięki szyldowi. Ten był nietypowy. Na bukowym drewnie wypisano złotymi literami "Pod Wesołym Faustem". Pod nazwą znajdował się nietypowy emblemat i napis dostrzegalny tylko dla bystrych oczu. Napis brzmiał Circus17...
Do karczmy wbiegł zdyszany Snorri - przyjaciel karczmarza. Powiedział coś w niezrozumiałym dla gości języku do Son of Circusa. Na twarzy karczmarza zarysował się nieznaczny uśmiech...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Wto 19:39, 31 Sty 2006 Powrót do góry

Taki zwój wisiał na ścianie oberży. Napisany był tajemniczym językiem, nie zrozumiałym dla postronnych.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Son of Circus dnia Pią 19:12, 12 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Wto 19:46, 31 Sty 2006 Powrót do góry

Tak natomiast wyglądały wrota prowadzące do karczmy. Wyglądały jakby ktoś stworzył je z Wierzby Płaczącej. Pełne były smutku, melancholi. Prawdopodobnie rzeźbiarz zdobiący je popadł w depresje. Sam Kosiarz pozazdrościł by takich wrót... To wszystko tak układało się. Niczym puzle... Trauma, smutek, melancholia, zawiedzenie, tajemniczość - o co chodzi w tej piekielnej składance? Cóż, niedługo się dowiemy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Son of Circus dnia Pią 19:13, 12 Maj 2006, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Śro 13:52, 01 Lut 2006 Powrót do góry

Miyumi uśmiechnęla się do siebie. Takie miejsca jak to przyciągało ludzi o niezywkłych zdolnościach, umiejętnościach i... przeszłości.
- Son of Circus - skinęła głową karczmarzowi w gesiecie szacunku - dosyć niezwykłe imię. Ale nie przeszkadzam już - zakonczyła na widok podróżnika, który wbiegł do karczmy ostro zdyszany. W przerwach dla zaczerpnięcia oddechu coś relacjonował karczmarzowi. kapłanka, nie chcąc być nachalna wzięła gliniany kubek piwa korzennego i odwróciła się do sali szukając wolnego miejsca.
Niestey wszystkie duże stołyi ławy były już zajęte. Miyumi westchnęła - nie lubiła tłoku. Była przyzwyczajona do tego, że zawsze otaczała ją bańka pustej przestrzeni. Taki los kapłanki. Kiedyś próbowała to zmienić, ale z czasem doceniła wygodę dystanu z jakim otaczali ja ludzie. Zawsze masz większe szanse zauważenia, jesli akurat ktoś chce cię pchnąć nożem.
W końce sali zauważyła niewielki stolik, przy którym jeszcze nikt nie siedział. Manewrując w tłoku, żeby nie wylać aromatycznej zawartości kubka zbliżała się do upatrzonego miejsca.
Chwila nieuwagi...
I już miejsce zostało przez kogoś zajęte. Miyumi prychnęła wewnętrznie. Cóż trudno. Lepszy jeden towarzysz, niż cały podpity tłumek.
- Czy można? - spytała siedzącej przy stolikku dziewczyny o wyraźnie elfiej urodzie. Podróżniczka, czyba też nie pochodziła stąd, bo kiedy wszyscy żłopali piwo, ona ostrożnie popijała aromatyczny napar. Herbata? Zdziwiła się kapłanka. Czyżby dziewczyna była także arystokratką?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Risika [SSR]
Mieszczanin



Dołączył: 28 Sty 2006
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stolica

PostWysłany: Śro 19:10, 01 Lut 2006 Powrót do góry

Dziewczyna skinęła powoli głową:
- Oczywiście, rozgość się... - cichutko zastukała łyżczką o kubek wpatrując się w brązowawą ciecz. W końcu uniosła srebrzyste oczy na osobę siedzącą z nią przy tym samym stoliku. Odgarnęła włosy za jak najbardziej ludzkie ucho. Dłonie splotła na stole.
- Nie wyglądasz na osobę która tu mieszka. Skąd pochodzisz? - w oczach zamigotała iskierka ciekawości.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chireadan
Mistrz Vatt'ghern Hanse



Dołączył: 12 Gru 2005
Posty: 139 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: hmm... odsyłam do Biblioteki :P

PostWysłany: Śro 20:14, 01 Lut 2006 Powrót do góry

Drzwi otworzyły się powoli. Do pomieszczenia weszła dość wysoka postać, odziana w śnieżnobiałą szatę, przypominającą niezwykle prostą togę. Tważ owego mężczyzny okalały długie, jasnobrązowe włosy. Poza niezwykłym ubiorem uwagę przyciągały intensywnie zielone oczy i para skrzydeł, wystająca zza pleców.
Młodzian skłonił się delikatnie w stronę zebranych.
- Wybaczcie proszę tak późne przybycie - przemówił niezwykle dźwięcznym głosem - w tym, jakże pięknym mieście, jestem już od dawna lecz dopiero teraz znalazłem czas by zajrzeć do tego przecudnego miejsca.
Anioł rozejrzał się po twarzach zebranych.
- Nikogo - mruknął cicho.
Ruszył niespiesznym krokiem w stronę kontuaru, ciągle rozgladając się po zebranych. Otaczała go chmura delikatnego, przejrzystego dymu. Podążała za nim. Zapach tajemniczego Zioła powoli wypełniał pomieszczenie.
Nagle jego oczy zatrzymały się na rozmawiających dziewczynach. Przyglądał im się przez chwilę...
- Miyumi?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Nie 7:47, 05 Lut 2006 Powrót do góry

Tego dnia karczma była zamknięta...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Czw 15:41, 09 Lut 2006 Powrót do góry

– Miyumi?
Ramiona pogrążonej w rozmowie dziewczyny nieznacznie drgnęły. Wyprostowała się i powoli odwróciła w stronę mówiącego. Na środku zadymionej karczmy, na obrzeżach tego zrujnowanego miasta, na tym zapomnianym przez wszelkich bogów kawałku ziemi stał Anioł. Posłaniec. Kapłanka dyskretnie odetchnęła trochę głębiej. Kontakty z przedstawicielami innych wierzeń zawsze były odrobinę ryzykowne. Ciężko było się oprzeć teologicznym dysputom, co mogło się w najlepszym wypadku skończyć rażeniem piorunem. W najgorszym, o którym miyumi do tej pory słyszała, trafieniem kamienia niebieskiego w miasto. Zmiotło też trzy inne niczemu winne miasta, ale z doświadczenia kapłanki wynikało, że bogowie raczej nie przejmują się takimi drobiazgami.
– Przepraszam – szepnęła do siedzącej razem z nią dziewczyny, z która przed chwilą rozmawiała. Wstała od stolika i skłoniła aniołowi głową.
– Witaj Chireadanie Posłańcu Światła.
– Witaj kapłanko – wciąż nie mogła się przyzwyczaić do jego głosu. Był jak promień słońca w środku nawałnicy. Słodki jak zapach łąki w środku lata, orzeźwiający jak podmuch bryzy w upalny dzień. Ten bóg wiedział, jakim orężem uzbrajać swoich Posłańców. – Widzę, że i ty powróciłaś do tego miasta.
– Oczywiście – uśmiechnęła się ciepło i, miała nadzieję, szczerze – moim obowiązkiem jest niesienie pomocy ludziom.
– W ciekawy sposób pojmujesz pomoc – jego głos był nadal ciepły, ale uśmiech miyumi znikł z jej twarzy jak zdmuchnięty lodowatym podmuchem wiatru.
– Może się przejdziemy? Chciałabym ci coś pokazać.
– Doskonały pomysł. Chętnie bym także coś usłyszał.
I chyba usłyszysz, pomyślała gorzko zakładając płaszcz i naciągając na głowę kaptur.

Na dworze zapowiadało się na burzę. Ciemne chmury przetaczały się nisko nad równiną, na której stało kiedyś wspaniałe miasto. Wiatr szarpał nielicznymi pozostałymi kikutami drzew. Cała równina robiła teraz posępne wrażenie. Całości obrazu dopełniłoby jeszcze złowieszcze krakanie kruka, lub pisk sokoła. Ale nic takiego nie rozległo się na tej równinie. Nie było tu żadnych zwierząt. Wszystko, co żyło unikało tego miejsca. Tylko ludzie nie potrafili pojąć tego, co od razu pojmowała natura.
Miyumi ostrożnym krokiem szła niegdyś szerokim duktem. Teraz kamienie były spękane i wypaczone. Chwila nieuwagi mogła się skończyć skręceniem lub złamaniem. Anioł natomiast kroczył z niezwykłą lekkością. Ale on przecież nie należał do tego świata. Był tu tylko gościem. Zupełnie jak ona.
– Oboje jesteśmy tacy sami – powiedziała dziwnym tonem – Niesiemy wiadomość od tych, którzy są nad nami. Nie dyskutujemy z tym, co mamy przekazać.
Fałszywy kamień zachwiał się pod jej ciężarem, ale kapłanka z gracją i lekkością, godna raczej akrobatki niż duchownej, przeskoczyła na kamienna płytę, będącą kiedyś pierwszym stopniem schodów prowadzących do Pałacu Sprawiedliwości.
– A przynajmniej szybko przestajemy dyskutować – dokończyła.
Anioł milczał i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy obserwował ruiny niegdyś tętniącego życiem miasta.
– To miasto… – miyumi podniosła głowę podążając za wzrokiem Chireadana – miało umrzeć. Miało zniknąć z powierzchni tego świata. Zagłada miała przyjść dyskretnie. Nie w postaci zarazy czy wojny. Nie powodzi lub pożaru. A jednak równie nieubłaganie. Niezauważona przez nikogo, aż będzie za późno.
Anioł w odpowiedzi podał jej rękę i pomógł przejść nad rumowiskiem, które jeszcze nie tak dawno było kramami zapełniającymi rynek. Kierowali się w stronę głównej Cytadeli miasta. Pierwsze ciężkie krople deszczu upadały w pył pokrywający ulice i resztki domów. Powietrze nadal było parne i duszne. Żaden deszcz nie mógł oczyścić tego, co zawisło nad tym miastem.
Stali w bramie cytadeli. Potężna kratownica mająca być ostateczna przeszkodą i ostatnim ratunkiem, gdyby jakiś wróg dotarł tak daleko, leżała teraz bezużytecznie na szerokich schodach będącymi podejściem na wewnętrzny dziedziniec. Kiedyś przechodziły tędy setki osób dziennie, teraz tylko deszczówka żłobiła strumyki wśród gruzu. Za szara zasłoną deszczu delikatnie rysowały się odległe wzgórza. Ciemna, głęboka zieleń pokrywających je lasów miała w sobie coś mrocznego, niepokojącego.
– Wykorzystałaś ludzi. – Posłaniec przemówił po raz pierwszy w czasie tego smutnego spaceru.
– Tak – prosto i bez emocji. Nie było sensu się usprawiedliwiać. To było jej poselstwo, a on to rozumiał.
– Już zdążyłem zapomnieć… – uśmiechnął się smutnie do siebie. – Tak, już zdążyłem zapomnieć – powtórzył i powrotem zapatrzył się w horyzont.
Czemu winna lawina… – szepnęła cichutko kapłanka.
– Słucham? – po raz pierwszy na twarzy anioła odmalowało się lekkie zaskoczenie.
– Nic, nic… – pokręciła głową z uśmiechem. – To taki krótki wiersz. Gdzieś go kiedyś słyszałam.
Chireadan nadal uważnie się jej przyglądał. Dziewczyna wzięła głębszy oddech i zaczęła deklamować. Delikatnie, bez patosu. Ale z jakimś wewnętrznym, bolesnym doświadczeniem:
Czemu winna lawina,
Kiedy lasy przegina
I domostwa do ziemi przydusza?
Grzmot – nieszczęścia przyczyna
Toczy się po dolinach
I w odległych zaszywa się głuszach
W tłumie – grzmot i lawina.

Czemu winien huragan,
Kiedy niebo się wzdraga
Żeby spojrzeć na zniszczeń festony?
Próżno z wirem się zmaga
Ziemskich dóbr kruchy stragan
Wciąż na piaskach ruchomych klecony.
W tłumie – wir i huragan.

Czemu winna szarańcza,
Gdy się nagle roztańcza
Bo posyła ją głód w żerowiska?
Kosą śmierci Posłańca
Bór soczysty wykańcza
Nie chybiając ni płatka ni listka.
W tłumie – bór i szarańcza.

Tłum – szarańczą bezwonną
Huraganem, lawiną,
Winni – to ty lub ja.

W ciszy zapadłej po jej słowach jeszcze donośniej słychać było szum deszczu, który tylko podkreślał pustkę panującą w tym wymarłym mieście.
– Ludzie są najbardziej niszczycielskim żywiołem. – głos Anioła wyrwał ich oboje z bolesnego zamyślenia.
– Są też najbardziej żywotną siłą w tym multiversum. – Nie można było wywnioskować z głosu kapłanki czy to docenia, czy raczej gardzi przez to ludźmi. – W końcu… wrócili tutaj by odbudować swoje miasto.
Gdzieś po dalekich lasach przetoczył się grzmot burzy. Kilka kolejnych słabszych cegieł, obluzowało się i spadło na bruk w kałuże błota.
– Choć jeszcze nie zapuszczają się tak głęboko. Na razie powracają do podgrodzia. – kontynuowała głosem wypranym z emocji.
– Obudowali już karczmę. – rzuciła w przestrzeń po przedłużającej się ciszy – widziałeś jak się nazywa? – spojrzała na twarz Anioła z ukosa. – Ta karczma Rzym się nazywa! – prawie wykrzyknęła w pustą plątaninę ulic i rumowisk domów.
To był moment. Ułamek sekundy, poprzedzający jakąkolwiek myśl. Szarpnięcie odwróciło ją wokół własnej osi. Delikatne dłonie Posłańca o długich palcach zaciskały się na jej ramionach z niesamowitą siłą. Ogień gniewu, który go przepełniał odebrał dziewczynie oddech.
– Więc to kolekcjonujesz po światach, które zrujnowałaś?! – potrząsnął nią jakby była kocięciem – Wiersze?! – marmury powalonej kolumnady zajęły się Boskim Ogniem jego gniewu tworząc rząd jakichś nierzeczywistych pochodni. – Słowa w miejsce setek ludzkich istnień?!
– Czyż twój bóg nie powiedział: Słowo było u Boga i Bogiem było słowo? – z krtani ściśniętej przerażeniem z trudem wydobywał się szept.
Chireadan puścił ją. Miyumi czuła się tak jakby miała połamane ramiona, w co najmniej w trzech miejscach. Ogień na dziedzińcu zgasł i nie miało to nic wspólnego z padającym deszczem. Anioł odwrócił się do niej plecami tak, że teraz widziała jego potężne białe skrzydła.
– Ile? – jego głos był nadal zduszony powstrzymywanym gniewem. A może także bólem.
– Wiele…
– Jak ludzka istota… – odwrócił się do niej gwałtownie, a na jego twarzy wyraźnie malowało się jakieś transcendentne cierpienie – jak ludzka istota, umiłowana przez Boga, może się dopuścić czegoś takiego.
– Boga… – prychnęła z pogardą. – widziałam śmierć wystarczająco wielu bogów, by przestać się ich lękać.
– Jakiejkolwiek potwornej sile służysz… – zaczął
– Nie kończ! – przerwała mu gwałtownie. – Nie kończ. – powtórzyła łagodnie. – Ta ziemia zostanie zniszczona. I nic tego nie zmieni! – dodała szybko widząc, że Posłaniec chce coś powiedzieć. – Ale… nikt nie musi ginąć. Możesz… zabrać stąd tych ludzi. Uratować ich życie. Ale tego, co się tu zaczęło… nie da się powstrzymać – dziewczyna opuściła głowę. Delikatny błysk w jej oczach mógł być wzbierającymi łzami, ale mógł być też odblaskiem dogasającego na dziedzińcu żaru.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Czw 8:38, 23 Lut 2006 Powrót do góry

Karczmarz podszedł do wrót oberży. Był nieco zaspany, gdyż całą noc wspominał rodzine strony. W głowie słyszał słowa ojczystej pieśni, śpiewane przez delikatne usta młodych dziewcząt.
Karczmarz wyciągną z kieszeni pokaźny żelazny klucz i umieścił go w zamku, po czym przekręcił. Otworzył drzwi, które nadnaturalnie zaskrzypiały. Son skomentował to ziewnięciem. Postanowił zrobić sobie herbaty, która znakomicie go budziła do życia.
Od czsau powrotu do miasta wiele się zmieniło. Son stał się pełnoprawnym obywatelem tegoż miasta, postanowił więc ze zdwojonym zaangażowaniem podchodzić do pracy w karczmie i przynależnych mu działach :)
Goście powoli się schodzili. Dużo nowych osób przybyło do miasta. Ale równocześnie część starszych "obywateli" mniej przebywała w Bractwie. Cóż, świat się zmienia...
Karczmarz poznał tu wielu interesujących ludzi. Najważniejsze to nie robić sobie wrogów. Choć nie była to dewiza życiowa Sona...
"Cóż" - pomyślał oberżysta - "Dużo mam teraz tu pracy... I DOBRZE!!"


Uf... wreszcie udało mi się coś trachnąć do tego tematu Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Agherazar
Mieszczanin



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 188 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gospodarstwo na wschodzie

PostWysłany: Sob 22:36, 25 Lut 2006 Powrót do góry

Z potężnym hukiem runął na podłogę po dordze zachaczahąc o krzesło. Podparł się dłońmi i dźwignął z podłogi. Wyprostował się i potrząsnął głową. Wytarł płaszcz i spojrzał kątem oka na próg, o który się potknął. Zamknął drzwi i podniósł krzesło. Ustawił je przy stole i skierował się w stronę karczmarza, który to patrzył w jego stronę z uśmiechem na twarzy. Podszedł do niego i skinał główą.
- Witaj zacny karczmarzu. Czy mógłbym prosić o miód i coś do jedzenia?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sirival
Gość





PostWysłany: Czw 14:27, 04 Maj 2006 Powrót do góry

Weszła do karczmy patrząc z obojętnością na zebranych. Usiadła w ciemnym kącie przy wolnym stoliku i zaczęla obserwować towarzystwo. Wiedziała że nie zabawi tu zbyt długo ani że nie polubi nikogo z obecnych..
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Pią 15:52, 05 Maj 2006 Powrót do góry

Spojrzał na skrytą elfkę, siedzącą w koncie. Była wrogo nastawiona do wszystkich, patrzyła na wszystkich z pogardą... tak, długo tu nie zabawi... Takich mieszkańcy nie lubią...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sirival
Gość





PostWysłany: Wto 19:22, 09 Maj 2006 Powrót do góry

Spojrzała kontem okan na strażnika dając mu do zrozumienia że nie życzy sobie żeby na nią patrzył. Zamówiła wino i powoli sącząc w dalszym ciągu przyglądała się zgromadzonym.
Agherazar
Mieszczanin



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 188 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gospodarstwo na wschodzie

PostWysłany: Wto 19:54, 09 Maj 2006 Powrót do góry

Sirival napisał:
Spojrzała kontem okan na strażnika dając mu do zrozumienia że nie życzy sobie żeby na nią patrzył. Zamówiła wino i powoli sącząc w dalszym ciągu przyglądała się zgromadzonym.


On jest tutaj karczmarzem. Ale to sie wytnie
-----------------------------------------------------------------------------------
Zerknał tylko na elfkę która weszła do karczmy i znów spojrzał na karczmarza
- A więc co oferujesz?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)