Forum Tawerna Ostrzy Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Karczma "Pod Szarym Krukiem" Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Iton
Gość





PostWysłany: Sob 13:05, 01 Lip 2006 Powrót do góry

"Heh... żałuję ciebie namiestniku, ponieważ nigdy nie poznasz naszej wspaniałej wyspy na której życie jest miodem."<mówi z rozmarzeniem>
Agherazar
Mieszczanin



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 188 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gospodarstwo na wschodzie

PostWysłany: Sob 18:19, 01 Lip 2006 Powrót do góry

Kręciwszy palcem po krawędzi kufla przysłuchuje się rozmowie i uśmiecha się skrycie. Chwyta talerz po jedzeniu oraz kufel i idzie do karczmarza. Oddaje talerz oraz kufel i kładzie na ladzie pieniadze
- Jeszcze jeden miod zacny karczmarzu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melvin
Szlachcic, Członek Rady



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from Your nightmare

PostWysłany: Pon 10:34, 10 Lip 2006 Powrót do góry

A czy w tej karczmie są szczury?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Pią 20:27, 14 Lip 2006 Powrót do góry

Czarne paciorkowate oczka z zaciekawieniem przygladały się pytającemu człowiekowi. Stworzonko raz czy dwa poruszyło wąsikami łapiąc nici zapachów snujące się po Karczmie.

Rozlane piwo na zakurzonej podłodze. Wilgotnawe trociny na zapleczu. Kruszyny jedzenie o które zawzięcie walczyły myszy. Konie w stajni przyległej do karczmy, węgiel drzweny na kominku i dym snujący się po sali. Oraz wiele innych zapachów, codziennych zapachów i dżwięków karczmy pelnej życia. Nie tylko ludzkiego.

A nad tym wszystkim unosił się zapach oczekiwania.

Szczury nie mają mimiki. Przynajmniej nie takiej jaką mogliby dostrzec ludzie. Ale gdyby pytający wychylił sie za kontuar karczmarza, i gyby przypadkiem spojrzał w ciemny kąt koło beczek dostrzegłby szczurzy pyszczek który był wyraźnie sarkastycznie usmiechnięty.
Czerń oczu zwierzątka na moment zgęstniała jakby przepłynęła za nimi szara mgła. A potem szczur przestał się sarkastycznie lub w inny dowolny sposób usmiechac i zachował się jak każdy normalny szczur. Obmył lapkami pyszczek, po czym spłoszony głośno stawiany na konutarze kuflem uciekł w dziurę wygyzioną w kącie za beczkami.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melvin
Szlachcic, Członek Rady



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from Your nightmare

PostWysłany: Pią 20:52, 14 Lip 2006 Powrót do góry

Bardzo sie ciesze ze są szczury. Oznacza to ze jeszcze nie wszystko stracone. Jako ze przybywam ze wschodu, i nie chodzi mi tutaj o Imperium, to sporo sie o szczurach dowiedzialem. Ciagle jeszcze pamietam skutki Czarnej Zarazy. Czeka mnie daleka droga ...

Podnosi jakis okruch i rzuca go na podłogę za bar. Jego oczy rozgladaja sie po obecnych. Dostrzega wolny stolik stojący pod sciana w głębi sali. Tam tez kieruje swoje kroki. Kiedy przechodzi pomiedzy stalikami siedzący samotnie krasnolud miał mozliwość uslyszeć urywek wypowiedzianego pod nosem zdania: "... niedlugo sie spodkamy. Coraz blizej Skavenblight ...". Krasnolud wiedział co to oznacza. Znowu zapowiadają się kłopoty.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Wto 22:16, 18 Lip 2006 Powrót do góry

Agherazar popijał klejny miód stojac przy szynku. Karczmarz rozlewał napitki. Namiestnik z Taelonem nadal prowadzili leniwą kłótnię nad wyższością miast ludzkich nad elfimi. Spór nie wydawał sie być poważny, należał raczej do repertuaru tych, które trzeba raz na jakiś czas odbębnic. By tradycji stało sie zadość.
Żaden z nich nie mógł jednak podejrzewac, że tym razem dyskusja nie bedzie mogła zakończyc sie klasycznymj stwierdzeniem "O gustach sie nie dyskutuje". Dyskusja wogóle nie bedzie mogła sie prawdopodobnie skończyć.
Żadnen z nich nie mógł jeszcze o tym wiedzieć. Pierwsze poczuły to szczury. Dziwne drgnienie, ostry zapach ognia wcinający sie w mdłą miesznkę karczemnych zapachów. Bowiem ogień ma zapach. A jest to zapach siarki.

Płomień wybuchł niespodziewanie ze czterech stron naraz. Nier był to normalny ogień. Przez moment, zanim zajęły się dębowe ściany i trociny na podłodze ogień miał barwę biało błekitną. I trawił wszystko. Żelazna płytka kominka rozjarzyła się do białości, cegły podmórówki eksplodowały od niemozliwego wręcz żaru. Ogień zaczynał sięgac powały. Ludzie zerwali się z krzykiem. Większość z gości, nie była zwykłymi mieszczanami. Umieli poznać niezwykłość tego pożaru. To dawało im jakieś szanse. Aczkolwiek, trzeba przynać niewielkie... bardzo niewielkie. W sali zakotłowało się, zaciemniło od cuchnacego dymu, smrodu palonego ciała. Ktoś siedzący bliżej ściany, ktoś kto nie zdążył się zerwać i uskoczyć, niewiele zdaży już zrobić. Błękitny płomień trawił ciało szybko. Do kości. Nie dość szybko jednak, by nie wyrwał się z tego ciała przeraźliwy wizg bólu. Nieludzki.

Samotny jeździec przypatrywał sie temy z pewnej odległości. Łuna pożaru uderzyła juz wysoko oswietlając jego postac. Ale nie było nikogo kto te postac mógł zobaczyć. Wszyscy byli wszakże w środku. Jeżdziec poruszył szybko ramieniem. Było coś szczurzego w tym ruchu. Otrząsnął się i zawrócił konia słysząc koszmarny wrzask palonego człowieka. Popędzil konia i stępa odjechał w mrok za miastem. Nie spieszył sie... w końcu, któż mógłby go zobaczyć? Któż, nawet widząc mógłby połączyć drobną sylwetkę z pożarem odległym o kilkaset kroków. Nikt.

W głęgokiej ciemności uliczek ludzkiego miasta dosięgł drowa odblask pożaru. Łuna podnosiła się. Obejrzał sie gwałtownie. Karcza z której dopiero co wyszedł stała w ogniu. Nienormalnym ogniu. Zawachał się... czy ktokolwiek zdąży uciec z tej pułapki?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Agherazar
Mieszczanin



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 188 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gospodarstwo na wschodzie

PostWysłany: Śro 11:43, 19 Lip 2006 Powrót do góry

Zachowując trzeźwość umysłu padł na ziemię, gdyż wie, że dym jest lżejszy od powietrza i przy ziemi jest skrawek wolnej przestrzeni. Gdy tak leżał i mimo wszystko wdychał częściowo dym zerknął w stronę wyjścia. Na przeszkodzie leżały stoły i krzesła. Niektóre cale inne nadpalone lub spalone. Widział także ciała. Nie zastanawiając się zaczął czołgać się w stronę drzwi. Nie zwrócił uwagi na paląca się nogę, która nagle znalazła się przy jego twarzy, nie zwrócił uwagi na to ze krzesło spadło mu na nogę. Widział tylko jak nogi Namiestnika i innych przemieszczają się. Spojrzał znów w stronę drzwi. Już niedaleko, jeszcze trochę. Dym coraz bardziej gryzł go w oczy. Łzy leciały mu po policzkach. Prawie nie mógł oddychać. Brak powietrza dawał się we znaki jednak uczucie gorąca i zbliżającego się ognia przerażał go bardziej. Jeszcze trochę, jeszcze dwa metry i wyjdzie. Nagle jakis stół w połowie palący się zagrodził mu drogę. Obok stołu padło zwęglone ciało. Poczuł cos ciepłego na nodze. Spojrzał na nią i zauważył ogień na bucie oraz na płaszczu. Zebrawszy w sobie odwagę ruszył dalej. Ostatkiem sil się odsunął trochę stół tak by mógł dostać się do drzwi. Sięgnął do klamki. Otworzył drzwi i wleciał na zewnątrz. Podczołgał się na druga stronę ulicy i wstał trochę. Kaszląc i łzawiąc odsunął się od karczmy tak by nie sięgało go gorąco i dym. Padł na ziemie opierając się plecami o jakis mur. Czul w sobie czad. Ból głowy. Uczucie odpłynięcia. Odpływamy. Odpływamy. Ciemność. Nie czul się już nic. Głowa opadła mu na klatkę piersiowa a ciało osunęło się na ziemie.


---------------------------------------------------------------------------------
Prosz eo usuniecie postu "Goscia" gdyz to ja nim bylem bo zapomnialem sie zalogowac.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melvin
Szlachcic, Członek Rady



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from Your nightmare

PostWysłany: Czw 16:10, 20 Lip 2006 Powrót do góry

W momecie, w ktorym wybochl pozar opierał sie wlasnie o sciane i zaczynal zasypiac, jednak zar, ktory niespodziewanie pojawił sie zaraz obok jego krzesła natychmiast wrocił mu przytomność. Odskoczywszy od sciany, na ktora z niesamowitą predkoscia wspinaly sie dziwne plomienie, i zaslaniajac twaz plaszczem przypadł do podłogi jednoczesnie w myslach analizując rozkład sali, w ktorej sie znajduje.

Tam po prawej powinno być okno, ktore wychodzi na ulice - pomyślał. Ciagle osłaniajac twaz płaszczem, otwiera na chwile oczy i lustruje otoczenie - Tak. Okiennice są juz troche nadpalone. Moze sie uda ...

Zwinnie wstaje na nogi, jednoczesnie łapiąc chaust powietrza, ktore znajdowalo sie przy samej ziemi, i zamykając mocno oczy aby nie dostał sie do nich duszący dym rusza biegiem w kierunku okna. Na chwile przed wpadnieciem na scianę lekkko rozchypa powieki w malutkie szparki aby ograniczyc łzawienie wywołane przez dym. Wrzask płonacych ludzi nie robi na nim zadnego wrazenia. W koncu byl juz w gorszych polozeniach. Przeskakuje jakiegos lezacego czlowieka. A moze to był elf? Niewazne. W momecie dotkniecia stopami ziemi wybija sie z obu nog jednoczesnie naciagajac płaszcz na głowę starajac sie ochronic się przed niesamowitym zarem. Nadpalona okiennica, pod wpływem poteznego udezenia barkiem dodatkowo spotegowanego wybiciem się z obu nog, wydaje cichy jęk kiedy zatrzask zostaje wyrwany ze zweglonego drewna. Jednoczesnie płomienie przechodzą na płaszcz smiałka, ktory zaraz po twardym ladowaniu na ulicznym bruku zrzuca go z siebie. Starajac sie podniesc na nogi Melvin odczuwa jak bolesnie napina mu się nadpalona skora na barku. Jednak nie poddaje się jeszcze bolowi. Podchodzi do czlowieka stojacego pod sciana sasiedniego budynku, ktory z mina kretyna przyglada sie dopalajacemu sie budynkowi, z ktorego raz po raz wyskakuja płonace postaci.

Ej ty! Rusz się kretynie! Trzeba bic w dzwony! Ogien moze sie przeniesc na inne budynki. Ruszaj się! - ostatnie slowa wypowiada praktycznie lezac juz na ziemi. Nie zobaczył odbiegajacego czlowieka. Kolejna fala bolu wziela gore nad cialem i zanurzyl sie w ciemnosc ...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Son of Circus
Szlachcic



Dołączył: 05 Sty 2006
Posty: 410 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Dungeon

PostWysłany: Pon 5:30, 24 Lip 2006 Powrót do góry

Karczmarz błyskawicznie wybiegł z Karczmy. Biegł. Szybko dotrarł do domu. W starej komodzie odnalazł zapakowany materiał. Otrzymał go od pewnego alchemika. Mieszankę, która w materiale się znajdowała, zmieszał z wodą, którą uprzednio wlał do sporej wielkości drewnianego wiadra. Wybiegł z domu na złamanie karku, szybko dotarł do Karczmy, zamachnął się i chlusnął zawartością wiadra na płomienie. Efekt był niesamowity, bowiem wydawało się, że ogień boi się nietypowej mieszanki. W jednej sekundzie ogień, który dotąd trawił Karczmę, wzbił się ponad budynek, przybrał na moment wygląd znękanej twarzy, po czym zniknął.

Zamiast Karczmy natomiast zastał stos spalonego drewna, bijący fetor, i ruiny dawnej Karczmy. Karczmarz upadł na kolana i począł płakać... Zły jego były przepełnione goryczą, bulem i strachem, bowiem nie sądził, by ogień powstał samoistnie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wolferin_De_Vadan
Szlachcic



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 477 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bractwo Ostrzy

PostWysłany: Pon 13:15, 24 Lip 2006 Powrót do góry

Namiestnik widzac zagrożenie zmienił się w Wilkołaka, ruchem obu łap zniszczyl doszczętnie jedną ze ścian karczmy i wybiegł.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Agherazar
Mieszczanin



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 188 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gospodarstwo na wschodzie

PostWysłany: Pią 20:35, 28 Lip 2006 Powrót do góry

<Opadał wciąż w dół. Leciał bardzo długo. Ukazywały się mu różne obrazy. Postaci, miejsca, wydarzenia. NAgle zobaczył coś dziwnego. Miasto. Dość duże miasto a w nim pożar. Coś się paliło. Dlaeko na wzgórzu widział postać na koniu.

Poczuł delikatny wiatr na twarzy. Coś przebiegło mu pod nosem delikatnie łaskocząc go. Poruszył powiekami. Powoli otworzył oczy. Obraz był rozmazany a słońce oślepiało go. Po chwili wzrok przyzwyczaił się do światła dziennego i widział już normalnie. Czuł ból w nogach i na twarzy. Zebrał w sobie siły i zaczął sie podnosić. Usiadł na ziemi i oparł się plecami o ścianę. Zerknął w stronę karczmy. Same zgliszcza po których chodziło kilka osób. Niedaleko niego lezał ktoś mu znany. Melvin. Pamiętał go. Zaczął się podnosić. Po ruinach karczmy chodziło kilka osób. Jedną z nich był jej właściciel. Agherazar kulejąc zbliżał się do Melvina. Dotknął prawej połowy twarzy. Szczypała. Gdy dotarł do Melvina klęknał przy nim.>

" Hej. Melvin - szepnął delikatnie klepiąc go po twarzy tam gdzie nie dostrzegł poparzeń. Prócz tego poszturchiwał nim - Melvin. Obudź się"

Dotknął jego szyi palcem środkowym i wskazującym. Chciał sprawdzić puls>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melvin
Szlachcic, Członek Rady



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from Your nightmare

PostWysłany: Nie 15:06, 30 Lip 2006 Powrót do góry

Niewie ile tak lezal na tej ulicy. Jednak kiedy zaczal odzyskiwac swiadomosc poczul ze ktos, lub cos, nim potrzasa. Podniesienie powiek bylo tak wielkim wysilkiem, ze niemal znow stracil przytomnosc. Chyba jednak skakanie przez to okno niebylo dobrym pomyslem. Niewazne. Kiedy wreszcie wzrok wyostrzyl sie na tyle, ze mogl rozroznic kształty otaczajacych go przedmiotow rozpoznal czlowieka, ktory w tym momencie badał mu puls.

- Agherazar.

Kiedy skierował wzrok w strone karczmy zauwazyl czarne zgliszcza, gdzie niegdzie jeszcze dymiace. W ruinach karczmy krzatało sie kilka osob, zbierajacych nieliczne ocalałe z pozogi przedmioty.

- Jak dlugo tu leze? Skad sie tu wziales? Na Mora. Ale mnie strasznie boli głowa. Jest w tym miescie jakis medyk? Gdzie są moje rzeczy? - rozglada sie do okola w poszukiwaniu swojej broni oraz pieniedzy. Jak sie spodziewal pieniadze znikly, jednak zatkniete za pas noze do rzucania oraz dwa dlugie sztylety byly na swoich miejscach. To go zdziwilo. Na kazdym nozu i na obu sztyletach wygrawerowany byl herb rodziny De Gord i ten komplet broni, wykonany specjalnie na jego zamowinie, wart byl wiecej niz przecietny czlowiek mogl zarobic przez dwa lata. Kiedy poczol pod palcami zimna stal byl pewien, ze to nie sen. Zlodziejaszek, ktory go obrobił niezabrał mu broni - jego strata. Płaszcz byl calkowicie zniszczony i nie nadawal sie nawet do mycia podlogi dlatego niezaszczycił go długo swym spojzeniem. Buty byly troche osmolone ale znajdowaly sie na swoim miejscu czyli na jego nogach. - Wyglada na to ze wszystko jest na swoim miejscu. Zaprowadź mnie do medyka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Agherazar
Mieszczanin



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 188 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gospodarstwo na wschodzie

PostWysłany: Nie 20:58, 30 Lip 2006 Powrót do góry

- "Zyjesz. Jak długo? Sam nie wiem. Chyba jest dwie lub trzy godziny przed poludniem. Ja leżałem niedaleko Ciebie. Poza tym sam potrzebuje chyba delikatnego leczenia" -rzekł i chwycił Melvina. Z wielkim trudem, wykrzywiona twarza oraz potem na czole podniósł przyjaciela i skierował się w stronę budynku, w którym znajdował się miastowy uzdrowiciel.
- "Na szczescie tez mam wszystko. O dziwo moja sakiewka nadal jest za płaszczem" - powolnym krokiem poprowadzil Melvina do budynku. Gdu wszedł zauwazyl wiele ofiar pożaru. Poparzeni siedzieli i jeczeli. Agherazar usadowił Melvina na wolnym krzesle i usiadł obok niego.
- "Chyba troszeczke poczekamy"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Melvin
Szlachcic, Członek Rady



Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 412 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from Your nightmare

PostWysłany: Nie 21:56, 30 Lip 2006 Powrót do góry

- Raczysz zartowac - Z duzym wysilkiem podniosl sie z krzesła i zlustrował wzrokiem otoczenie. W izbie siedzialo okolo dziesieciu osob i wszystkie byly osmolone i popazone. Kilka osob z powodu ran trzeba bylo polozyc na ziemi, poniewaz nie mogly wytrzymac w pozycji siedzacej. Jego wzrok przeslizgiwał sie po obecnych bez najmniejszego zainteresowania. W tym momencie drzwi prowadzace zapewne do gabinetu lekarskiego otworzyly sie i wyszlo z nich kilka osob. Wszystkie niosly w rekach dzbany z jakimis miktsurami, zapewne łagodzącymi skutki poparzenia. - Widzisz. Jednak wykazali sie inteligencjia. Wezwali wszystkich medykow z miasta i beda opatrywac w najwiekszej izbie. Dobra decyzja - Ciezkimi krokami podszedl do jednego z cyrulików. Kiedy ten mial zabrać się za opatrywanie jego ran płynem z dzbana, pokazał mu jeden ze swoich nozy. A dokladniej wygrawerowany na nim herb. Potem pokazał mu swoje rany i wskazał na stojącego z tyłu towazysza. Medyk tylko kiwną glową i wskazał mu drzwi do drugiej izby, tej z ktorej wyszli medycy. - Chodz ze mną. Zostaniemy opatrzeni tam. Tutaj są sami chłopi, ktorzy niemaja zadnych pieniedzy. My mozemy zapłacic za leki. O ile to bedzie wogole konieczne.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
miyumi
Magnat, Członek Rady



Dołączył: 27 Sty 2006
Posty: 632 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa na Oceanie Ciszy

PostWysłany: Nie 16:52, 13 Sie 2006 Powrót do góry

Dłoń w skórzanej jeżdzieckiej rękawicy wystrzeliła jak kobra. Niosąca kosz z wiktuałami dla rannych dziewka pisnęła przestraszona. Szybko jednak zrozumiała co się stało i juz miała zamiar zrugać bezczelnego złodzieja, który o tak poprostu wyszarpnał cos z kosza. Ale ciązkie spojrzenie spod szarego kaptura przekonało ja, że wcale nie ma ochoty na upominanie jeźdźca. Ani na przygladanie mu się nawet chwili dłużej. Szybciutko odbiegła w stronę świątyni gdzie przetrasnportowano większość rannych.

Jeździec opierał się o cembrowinę studni i podrzucając jabłko przyglądał się ludziom krążącym wokół spalonych budynków. Mimo kilku ciał owinietych w płótna i leżących przy drodze jeździec był wyraźnie niezadowolony ze skótków pożaru. Bowiem skutkiem takiego ognia powinny być popioły, a nie ciała. Zgliszcza po których nie pozostanie nic! A tu tymczasem, proszę, nie dość, że pożar ugaszony, to jeszcze się ocaleni znaleźli.

Zresztą... niebyle jacy ocaleni. Ci ludzie, i nieludzie także, oddajmy im sprawiedliwość, są conajmniej niezwykli. Wśród chłopów, mieszczan i kupców, byli tacy, którzy potrafili ugasić Święty Ogień. Choć wędrowiec miał nadzieje, że było to dzieło bardziej przypadku niż rozumu. Bo jeśli ktokolwiek z tu przebywających potrafił posługiwac się Mocą... to ogień, chodźby i Święty nie rozwiąże problemu. A jeździec w szarym płaszczu nieprzywykły był do pozostawiania problemów nierozwiązanych. To oznacza jednak... uzycie innych środków. Poważniejszych. Narazie jednak, musi wystarczyć to co ma się pod ręką. A w tym wypadku w ręce.

Człowiek ugryzł kawałek zielonego jeszcze jabłka. Owoc, choć niedojrzały do końca, był dobry, nie skażony żadną chorobą. A Ci, co z chorób lecza, muszą tez wiedziec skąd one się biorą. Wędrowiec wiedział. Miał w tej materii lata praktyki. W innych nota bene także. Podróże wszak kształcą.

Czarna woda, skisła woda
niech ci owoc mocy doda


Zabrzmiało jak dziecinna wyliczanka. Słowa zreszta nie miały aż takiego znaczenia, jak zawarta w nich wola. A ta zmieniła zielone jabłuszko w zbitke czegoś, zgniłego, oślizgłego i pulsującego. Czegoś co szybko utoneło w czarnej wodzie miejskiej studni.
Jeżdziec odwrócił się i pociągnął konia za sobą. Czekała go jeszscze jedna podróż. W tym celu jednak będzie mysiał zostawić gdzieś konia. A że Karczma spłonęła, wypada poszukac gościny gdzie indziej. Ot chodźby i w najbliższej świątyni.

Z domu, naprędce przekszatałconego w punkt medyczny wyniesiono kolejne ciało. Tak, temu pomoże juz tylko świątynia.
Za ciałem zaś wyszło dwóch ludzi o własnych silach. Choć ubrania na nich były nadpalone, zostali dobrze opatrzeni. Ich było na to stać. Można to było chodźby poznać po herbie jaki jeden z nich miał wygrawerowany na rekojeści właśnie chowanego pod płaszczem noża. Było widać go tylko przez ułamek sekundy, ale lata podróży i w spostrzegawczości dodają wprawy. Wędrowiec opuscił głowę zakrytą ka[pturem i odszedł. Szarej, nijakiej postaci łatwo było zniknac w tłumie. Jeszcze się spotkamy... lecz jeszcze nie teraz. Intuicja podpowiadała bowiem jeźdźcowi, że ta dwójka, należeć będzie do mieszkańców, conajmniej nietypowych.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)